..see more pictures at Marta Pokojowczyk 's blog...

... what Marta Pokojowczyk wrote on het blog....
http://martapokojowczyk.blogspot.pt/

Ten years ago together with my friend we decided to go very far for holidays. I said we may go to Spain but she suggested to go further, to the ocean, toPortugal. So we did it. Since that journey I can’t forget about the force of the Water. I’m coming back to this country in dreams so as in real life. This time, through the Erasmus Entrepreneurs Programme I got into the atelier of Helena Loermans – handwoven studio in Odemira, in Alentejo. “Helleńska”, that’s how I call her, is a real magician and so called Minha Madrinha. Every day I enter this kindergarten for adults, where innocence is mixed with consciousness, knowledge and master craft skills. I call it Painting but with threads. Besides realizing my projects I also participate in production for Helena’s collections. I risk. I make mistakes. I’m not afraid. I become better. This craft is based on logic. Once Helena said that one of the weaving techniques - Jacquard technique, is a kind of the first computer. Everything is based on zero - one code. What is simple is the most difficult to understand. Sometimes you just have to feel it. So I lift this cross crown with a rose till the end of January, because this is the statement in our agreement. Or maybe longer, all my life...

Pewnego dnia, około dziesięć lat temu, postanowiłam wraz z koleżanką wybrać się daleko na wakacje. Powiedziałam, że możemy do Hiszpanii. Ona na to, że nie, że dalej, że lepiej nad ocean, do Portugalii. No i zrobiłyśmy to. Od tamtej pory nie mogę zapomnieć o sile tej Wody. Wracam do Portugalii, póki tylko mam sposobność. Tak się stało i tym razem. Choć muszę przyznać, że na jednym ogniu dwie pieczenie smażę. Wylądowałam pod skrzydłami Heleny Loermans, prawdziwej czarodziejki i mistrzyni swego fachu - tkactwa. To tu, w Odemirze, jest jej atelier - małe pomieszczenie z antresolą, choć aż cztery maszyny mieści. A dzieją się tu prawdziwe cuda. Każdego dnia otwieram drzwi i niczym dzieciak wchodzę do piaskownicy pełnej niewinności i jednocześnie takiej dla dorosłych, gdzie radość łączy się z wiedzą, kunsztem i świadomością. Czasami słyszę, że nikt nie tka tak jak my teraz tutaj, że to trochę wariactwo, strata czasu. Ja na to mówię malarstwo, tylko, że za pomocą nici. Oprócz realizowania swoich projektów, wspomagam produkcję „Helleńskiej” (takim mianem ochrzciłam moją Panią). Uczę się dużo. Dużo też ryzykuję. Popełniam błędy, ale się nie łamię. No i słucham. Rzemiosło oparte na logice. Helena powiedziała ostatnio, że technika zwana Jacquard to taki pre komputer. Język kodu „zerojedynkowego”. To, co pozornie proste, jest trudne, najtrudniej to pojąć. Czasami trzeba po prostu poczuć. No więc dźwigam też krzyż zwieńczony różą do końca stycznia, bo tak mamy w umowie. A może dłużej, cały czas...